W branży muzycznej najłatwiej podzielić wykonawców na optymistów i pesymistów — widzących szklankę do połowy pełną lub pustą. Ale niektórzy nie tracą czasu na takie rozważania, tylko bez dylematów napełniają szklankę – a raczej portfel. Wiadomo – nie wystarczy dużo zer na koncie, warto byłoby poprzedzić je jednak jakąś cyfrą. Poniżej pięć utworów, które powstały dla pieniędzy.
„Ta piosenka jest śpiewana dla pieniędzy” – mało który wykonawca ująłby sprawę tak bezpośrednio, jak Grzegorz Ciechowski z zespołem Republika. Z pewnością to o utworze „Mamona” w pierwszej kolejności myśli się jako nagranym dla kasy i od niego trzeba zacząć. Zresztą osobiście nie potrafię nie słuchać tego zespołu z pozycji mentalnego przyklęku i – co rzadko się zdarza – brak mi słów 😉
Warto pozostać przy tym utworze nieco dłużej – nadal stanowi on inspirację, co widać po kawałku wrzuconym poniżej. Akurat w mojej opinii sytuacja wygląda jak przy klasycznym punkcie ksero przy uniwerku – każda kopia jest słabszej jakości, ale przerabiając taki dobry oryginał i tak osiąga się jakość lepszą od niejednego utworu własnego. Tak więc wszystkie krytykujące bez uprzedniego przesłuchania osoby zachęcam, by od razu wsiadły na swoje miotły i odleciały, a pozostałych zapraszam.
Nie trzeba umieć śpiewać, by zarabiać kasę na piosence, i niekoniecznie mam tu na myśli coś negatywnego względem pana Soboty. Po prostu – jeśli masz fajnych kumpli w zespole, a melodyjność w głosie uruchamia Ci się dopiero wraz z przypływem alkoholu – może jednak coś napiszą dla ciebie i za ciebie. Tak było w przypadku pewnej piosenki The Beatles, o której większość osób myśli, że od początku pochodzi ona z trzeszczącego gardła Joe Cockera – czyli „With a little help from my firends”. W oryginale był to jeden z nielicznych utworów Żuków śpiewany przez perkusistę Ringo Starra. Niech też ma coś z życia, pomyśleli pewnie Lennon z McCartneyem…
O kasie dla pozostałych członków zespołu najwyraźniej nie pomyśleli natomiast kompozytorzy The Clash, skoro basista Paul Simonon zrobił kawał dobrej historii i jedynie dla kasy z tantiem napisał „Guns of Brixton”. Historia jednak jemu też zrobiła kawał, robiąc z tego utworu nie tylko przebój, ale nawet pewien hymn. Życzę każdemu takich niespodzianek, na których się zarabia.
Ale ale. Jest pewna grupa utworów, które z założenia powstają dla kasy, ale nie idzie ona w ręce ich autorów. Oczywiście mam na myśli piosenki charytatywne. Najpopularniejszy przykład to oczywiście utwór śpiewany przez 21 gwiazd i skomponowany przez Michaela Jacksona i Lionela Richie. I tylko teoretycznie osłuchany jak mało który, bo warto po raz kolejny go sobie odtworzyć.
A więc — to żaden wstyd tworzyć piosenki dla pieniędzy i nie ma co robić się na ubóstwo. Zresztą większość reaktywacji zespołów jest pewnie nimi podszyta. No i co z tego, skoro fajnie się ich słucha?