Każdemu coś tam się kojarzy — jakieś sądy, wezwania, koszty czy „nasyłanie” na kogoś komornika. Ale jednak wielokrotnie już musiałem to tłumaczyć po kolei i warto zebrać to w całość i opublikować.

Opowiem Ci o czterech etapach, z których każdy może skończyć się odzyskaniem należności.

Etap pierwszy – rozmowy

Nie dostajesz od kogoś kasy, choć Ci się należy. Nie masz co do tego wątpliwości — zresztą to wynika z jakiegoś „dokumentu”, choćby maila.

A jednak — jak potwierdza doświadczenie wielu moich klientów — w którymś momencie kontakt robi się mniej sympatyczny lub po prostu żaden. A kolejne przypominajki nic nie dają.

Jeszcze nie wszystko stracone. Przyda się uzyskanie samego udowadnialnego potwierdzenia, że ta osoba uważa się za Twojego dłużnika (uznanie długu). Poza tym można ustalić na przykład rozliczenie w barterze. Albo w ratach. Ewentualne porozumienie ogranicza tylko wyobraźnia i dobra wola obu stron.

No, ja jeszcze sugerowałbym zadbać o to, aby dobrze sformułować to prawnie, by nie powstawały dalsze nieporozumienia 😉 Pamiętaj też, że możesz skorzystać ze wsparcia mediatora. Na czym to polega, możesz przeczytać w tym wpisie Mateusza Gierczaka u mnie.

Etap drugi – pisma niesądowe

Mając na względzie ryzyko braku płatności, wiele firm nie wystawia faktur, bo obawia się konieczności płacenia od nich podatków — choć na konto nic nie wpłynęło. Nie chcą dokładania do interesu. Rozumiem to, ale mamy parę innych opcji.

Rozważ na przykład wystawienie tak zwanej faktury pro forma i wysłanie jej niepłacącej osobie. Jeszcze nie będziesz musiał od niej płacić podatków. A jeśli dostaniesz należne pieniądze — normalnie wystawisz „zwykłą” fakturę do proformy, opłacisz podatki itp. Za to w tym układzie będziesz miał z czego.

Warto też wysłać wezwanie do zapłaty, z którego jednoznacznie wyniknie, że etap rozmów się skończył. Można w nim zasygnalizować dalszą wolę dogadania się, ale główna intencja jest inna — pokazanie, że nie zawahamy się konsekwentnie domagać się swojej należności. Również przy zaangażowaniu zewnętrznych podmiotów.

Z tego też powodu z reguły wezwanie do zapłaty jest już pierwszym momentem zaangażowania kogoś trzeciego. Można oczywiście napisać i wysłać je samemu, ale skuteczniejsze są takie zrealizowane ze wsparciem windykatorów czy prawników. Trochę na zasadzie „chyba lepiej mu zapłacić — jest zdeterminowany, płaci za odzyskiwanie kasy komuś trzeciemu”. Możesz też zasygnalizować, że koszty wzrastają — na przykład o kwotę wspominaną w tym wpisie. Zarówno te zwiększone koszty jak i determinacja mogą Cię też przesunąć wyżej na kupce zaległości tego podmiotu, jeśli taka istnieje.

Etap trzeci – sąd

Żeby zacząć się sądzić — trzeba wysłać pismo opowiadające całą historię sędziemu. Czyli pozew. A jego załącznikiem powinna być podstawa zaległości (na przykład faktura) i inne dowody czy pełnomocnictwo. A także dowód na to, że zostały poniesione odpowiednie opłaty. Jakie?

Mniejsza to ta od pełnomocnictwa – 17 zł. A większa to taka dla sądu, opłata od pozwu — trochę pokazująca, że jesteś na tyle pewien swoich racji, żeby zaryzykować swoje pieniądze. Obie w przypadku wygranej zostaną doliczone do należnej z powodu zwycięstwa kwoty.

Do tego kosztem może być prawnik, choć i ten jest częściowo zwracany. Czemu częściowo? Bo na podstawie umieszczonych w przepisach widełek kwot, które z realiami rynkowymi mają z każdym rokiem mniej wspólnego.

Sąd może wydać nakaz zapłaty lub uznać, że jeszcze coś trzeba wyjaśnić, na przykład na rozprawach. Nakaz zapłaty zobowiązuje drugą stronę, żeby w ciągu dwóch tygodni zapłaciła albo podała swoje kontrargumenty. Jeśli to zrobi lub sąd wcześniej będzie oczekiwał wyjaśnień — zacznie się to, co potocznie czasem słyszysz jako „sądzenie się” z kimś.

Na czym to polega? Po prostu — na przedstawianiu sądowi swoich racji, argumentów, dowodów i różnych wersji tej samej historii przez obie strony. W najprostszej wersji — udowadniasz wykonanie swojej roboty i brak zapłaty. Ale w praktyce pewnie będzie trudniej, na przykład druga strona zacznie kwestionować jej jakość. Dlatego tu może się przydać wspomniane przeze mnie wcześniej uzyskane uznanie długu.

Etap czwarty – po sądzie

Uzyskanie wyroku po rozprawach czy nakazu to nie koniec. Jak mówiłem, będzie to kwota formalnie powiększona o odsetki, koszty sądu czy prawników itp. — ale wciąż nieprzelana na konto. A jak mawia Jakub Cyran — „kasa na koncie to kasa na koncie”.

Jeśli dalej jej tam nie masz — teraz trzeba doprowadzić do tego, żeby wyrok mógł zostać uznany za stanowiący podstawę do ściągania kasy przez komornika. Potrzebujesz tak zwanej klauzuli wykonalności, więc najpierw po wyroku musisz zawnioskować do sądu o jej nadanie.

Jak ją masz — możesz dać ją komornikowi. Tutaj już nie musisz nic udowadniać — wyrok z klauzulą wystarczy. Więc po prostu napisz komornikowi wniosek o wszczęcie egzekucji i załącz ten wyrok. A poza tym podpowiedz, z czego ściągać pieniądze — o jakich wiesz kontach, nieruchomościach, samochodach itp.

A jeśli nie wiesz — nic straconego. Komornicy mają dostęp do odpowiednich baz i w nich mogą sprawdzić, kto ma jakie konta i gdzie, albo jakie auta są do niego przypisane. Oczywiście za to płaci się komornikowi nieco więcej, ale on też to ściąga dla siebie.

Podsumowanie

Pewnie zaczynasz już rozumieć, dlaczego to wszystko tyle trwa. Negocjowanie, próby porozumienia, wymiana listów. Pozew, odpowiedź, kilka rozpraw — wszystko rozdzielone miesiącami bezczynności. Potem czekanie na klauzulę i komornika. Tym bardziej zachęcam Cię do przyjrzenia się jeszcze raz pierwszemu etapowi — zanim zrobi się z tego walka. Mediacje, porozumiewanie się, — nie masz tak wiele do stracenia, a może się udać. No i trochę odetkasz zapchane magmą podobnych spraw sądy. Powodzenia!