Wiosna zawitała, drzewa już się zazieleniły, a w powietrzu czuć zapach bzu. Alergicy kichają, maturzyści się coraz bardziej stresują, a my? My patrzymy na to wszystko z nostalgią, bo doskonale pamiętamy ten czas. Po drodze będzie jeszcze Dzień Dziecka, więc to dobry moment na wspomnienia. I właśnie z tej okazji przypominam starszy wpis.

1 czerwca niemal dwie dekady temu… Dzień Dziecka? Już go nie było. Matura „pyknęła jak iluzoryczna bańka”* i nagle znaleźliśmy się po drugiej stronie, z władzą decydowania o sobie i możliwością legalnego kupowania alkoholu. Wciąż czuć było na palcach farbę zdrapaną z drabinek, ale dorosłość nadeszła szybciej, niż się spodziewaliśmy.
Pamiętam to uczucie – głowa pełna limesów, mejozy i mitozy, ale też mnóstwa informacji, których nie chciało się pamiętać. Pokolenie odpytki z egipskich bogów, które o Pileckim czy Jaruzelskim dowiadywało się głównie z internetu.

A nauczyciele drwili: „na prawnika się wybierasz?”, „uczcie się liczyć, bo kalkulatora zawsze przy sobie mieć nie będziecie!”. No i co? Dziś pan mecenas w telefonie prócz tego trzyma wyszukiwarkę wszystkiego, co tak skrupulatnie kazano nam wkuwać.
Każdy poszedł swoją drogą, kupił mikrofalówkę i zrozumiał, że nie wszystko kręci się wokół niego.

Teraz spotykamy się na placach zabaw, zamiast zdrapywać farbę z drabinek – patrzymy, jak robią to nasze dzieci. A zanim się obejrzymy, będą nas pytać o Talesa i szykować się do matur.

Historia zatacza koło.

* LUC – Kurtynomatura w górę, polecam.

#blogowepowroty

Oryginalny wpis – tutaj.

Sprawdź więcej wpisów związanych z Felietony