Może pamiętasz wpis „Kredyt w PLN jak frankowy?” napisany przez dr Iwonę Rzucidło? Dziś Iwona opowie więcej o modnym ostatnio temacie wakacji kredytowych. Co się za nimi tak naprawdę kryje, komu się należą i w jakich miesiącach. Zapraszam.

Z Iwoną poznaliśmy się przy okazji mojego wystąpienia na konferencji Prawnik etyczny, czyli jaki? Nowoczesny prawnik – jak pogodzić innowacje z etyką? A potem jeszcze na szkoleniu  Prócz tytułu doktora czy radcy może się pochwalić też LL.M. czy adiunkta – jak widzisz, zna się na rzeczy. Okej, od następnego akapitu oddaję jej głos i już nie piszę tu kursywą.

Od kiedy rosną w kraju stopy procentowe (a tym samym WIBOR) kredytobiorcy złotówkowi odczuwają skokowy wzrost rat ich kredytów. Niektórzy płacą już raty dwukrotnie wyższe niż przeciętnie, co stanowi ponad połowę ich wynagrodzenia. W Polsce aktywnych jest kilka milionów kredytów hipotecznych, w tym zdecydowana większość z oprocentowanie zmiennym – zależnym od wysokości stawki WIBOR. Równocześnie kredytobiorcy kredytów odnoszonych do CHF czy EUR masowo już występują do sądów przeciwko bankom, dochodząc swoich praw w związku z nieuczciwymi umowami kredytu i ich zobowiązaniami z tego tytułu średnio dwukrotnie większymi, niż zakładali. Między innymi z tych powodów zdecydowano się na doraźną pomoc złotówkowiczom w postaci wakacji kredytowych. Celem tego rozwiązania jest m.in. uspokojenie nastrojów społecznych – aby złotówkowicze nie poszli śladami frankowiczów i nie walczyli o swoje prawa w sądzie, tym samym słusznie zmuszając sektor bankowy i instytucje państwowe za niego odpowiedzialne do poniesienia konsekwencji swoich wadliwych działań. 

Wakacje nie dla wszystkich

Tak jak nie wszyscy pojadą w tym roku na wakacje (choćby przez wzrost cen i ogólny kryzys gospodarczy), tak urlop od kredytu nie przysługuje każdemu kredytobiorcy. Wykluczeni z kręgu adresatów tego rozwiązania zostali przede wszystkim frankowicze, którzy, mówiąc w tonie smutnej ironii, już przyzwyczaili się do skokowego wzrostu rat swoich kredytów. Rozwiązania tego nie wypróbują też kredytobiorcy walutowi, będący relatywnie nieliczną grupą. Z wakacji tych nie skorzysta jednak przede wszystkim każdy kredytobiorca w PLN. Należy bowiem spełnić kilka warunków:

– kredyt musi być udzielony na własne potrzeby mieszkaniowe – należy zatem mieszkać w kredytowanej nieruchomości lub planować w niej zamieszkać po ukończeniu inwestycji,

– kredyt musi być zaciągnięty przed 1 lipca 2022 r., a okres kredytowania musi się kończyć co najmniej po upływie 6 miesięcy od tej daty,

– kredyt musi być złotówkowy,

– można skorzystać z wakacji tylko co do jednego kredytu.

Wyłączeni są zatem przede wszyscy ci, którzy zakup lokali na kredyt traktują jak lokatę kapitału – co do tych kredytów, które nie obejmują ich własnego miejsca zamieszkania, a także ci, którzy już niedługo pożegnają się z kredytem. Nie skorzystają z nich także te osoby, które kredyt wzięły na cel np. związany z inwestycją we własny rozwój czy na swój biznes.

Trzy turnusy

Z wakacji kredytowych kredytobiorca korzysta wedle własnego wyboru, lecz w ramach zasad obejmujących 3 okresy ratalne. Pierwszy okres to czas od początku sierpnia do końca września 2022 r. – tu można „zamrozić” płacenie maksymalnie 2 rat kredytu. Drugi biegnie od początku października do końca 2022 r. – tu także można skorzystać z wakacji względem 2 wybranych rat. Ostatni to czas całego 2023 r., kiedy można wybrać najwyżej 4 raty, których płatność będzie odroczona. Odroczenie to słowo klucz w tym przypadku, o czym szerzej poniżej. Wracając do zasad skorzystania z omawianego rozwiązania – na 17 rat można więc odroczyć płatność 8 z nich. Wakacje oznaczają brak konieczności płacenia przez ten czas rat kapitałowych i odsetkowych, ale już nie opłat okołokredytowych (zwł. ubezpieczeń) – te ostanie kredytobiorca zapłacić musi, o czym zostanie poinformowany przez bank. Aby skorzystać z wakacji należy złożyć wniosek w banku, najlepiej nie później niż data płatności danej raty. 

Wakacje kredytowe jak urlop w pracy 

Omawiane rozwiązanie ma dla zdecydowanej większości kredytobiorców jeden mankament – nie powoduje, że raty ulegają umorzeniu, przynajmniej w tej wysokości, która wynika ze wzrostu stóp procentowych, lecz ich płatność jest odraczana, zwykle na koniec okresu kredytowania. Przypomina to urlop w pracy, zwłaszcza wtedy, gdy pracuje się w trybie zadaniowym – wolny czas nie zwalnia z konieczności wykonania obowiązków, nie powoduje też, że znikną ani że zadania zrobi za nas ktoś inny. Wówczas pracujemy dwukrotnie więcej (w przypadku kredytobiorców – kumulujemy środki finansowe) przed, w trakcie lub po urlopie. Radość z wakacji jest zatem co najwyżej połowiczna. Do tego dochodzi narracja banków, które uważają, że skorzystanie z wakacji kredytowych oznacza brak po stronie kredytobiorcy pieniędzy na płacenie rat, a w konsekwencji możliwe trudności z uzyskaniem kredytu w przyszłości. Niektórym może to przypominać sytuację w korporacji, w której niekiedy klimat wokół wykorzystania urlopu jest dość „gęsty”. 

Rozwiązanie korzystne, ale…

Złożenie w banku wniosku o wakacje jest zwykle korzystne dla kredytobiorców. Szacuje się, że mogą oni zaoszczędzić dzięki temu zabiegowi średnio dobre kilkanaście tysięcy złotych. Trzeba jednak rozsądnie zdecydować co z chwilowo zaoszczędzoną kwotą zrobić – wydać na cele konsumpcyjne czy nadpłacić kredyt. W tym ostatnim przypadku należy dokładnie przeanalizować warunki umowy kredytu, aby nie zapłacić prowizji za wcześniejszą spłatę zobowiązania względem banku. Warto zwrócić uwagę na to, czy wakacje te i nasze możliwości finansowe w dłuższej perspektywie pozwolą na utrzymanie pierwotnego okresu kredytowania czy też go wydłużą – tym samym zmuszając do uiszczania opłat okołokredytowych nie tylko za umówiony okres kredytowania, ale i za wakacyjne miesiące, co zmniejsza korzyść finansową ze skorzystania z wakacji. 

Plasterek na gangrenę

Można odnieść wrażenie, że omawiane rozwiązanie jest miłym prezentem dla kredytobiorców złotówkowych, minimalizującym skutki kryzysu finansowego w państwie. W szerszej perspektywie wakacje kredytowe nie mogą być jednak odbierane pozytywnie. Mają one bowiem m.in. zapobiec przyglądaniu się umowom kredytowym bardziej wnikliwie i w konsekwencji zalaniu sądów falą pozwów, tym razem złotówkowiczów, którzy walczyliby o swoje prawa podobnie jak teraz robią to frankowicze. W całej sytuacji nie chodzi tylko bowiem o wzrost rat kredytu w związku z sytuacją gospodarczą. To tylko wierzchołek o wiele większego problemu. Nie jest zaskoczeniem, że WIBOR (który, notabene, w związku z całą sytuacją wzrostu rat kredytu ma zostać zlikwidowany) jest fundamentalnie niezgodny z prawem unijnym, które obowiązuje przecież także w naszym kraju. Do tego dochodzi szereg klauzul niedozwolonych w umowach kredytów złotówkowych. To, w połączeniu z niewywiązywaniem się przez instytucje nadzorcze nad rynkiem finansowym ze swoich obowiązków i fatalnym poziomem edukacji finansowej, a także niewypełnianiem przez banki podstawowych obowiązków informacyjnych względem klientów we właściwy sposób i zorientowanie wyłącznie na zysk, daje w tym obszarze obraz państwa prawa jako wydmuszki. W takim oglądzie sytuacji wakacje kredytowe są tylko małym plasterkiem na bardzo poważny, postępujący i od lat utrwalany, kryzys państwa prawa. 

Jest jednak i pozytywne oblicze tej sytuacji. Klienci sektora finansowego, zmuszeni okolicznościami, powoli sami stają się bardziej świadomi, a zachęceni przez sukcesy frankowiczów coraz częściej rozważają dochodzenie swoich praw w sądzie. Aktualnie coraz więcej umów kredytów w PLN jest skutecznie kwestionowanych w postępowaniach sądowych. Banki nie wyciągnęły wniosków z konsekwencji udzielania kredytów frankowych (obecnie ok. 95% frankowiczów wygrywa z bankami w sądach) i radośnie oferowały kredyty także tym, którzy zdolność kredytową uzyskali „magicznie” w czasie pandemii – z powodu sztucznie utrzymywanych na niskim poziomie stóp procentowych. Być może rzetelności i przestrzegania prawa nauczą ich złotówkowicze. Szkoda tylko, że ciężar posprzątania po tej sytuacji znowu został przerzucony na samych kredytobiorców i na sądy…