Słowa „sztuczna inteligencja” coraz częściej przestają być odległym straszakiem z przyszłości – przenikają do narzędzi, wspierających nas na co dzień. Jednocześnie – jak to bywa z technologiami – wyprzedzają one trochę prawo. W tym wpisie podejmuję się analizy i próby odpowiedzi na pytanie o prawa autorskie do „utworów” sztucznej inteligencji.
Przy czym „utworów” nieprzypadkowo otoczyłem cudzysłowem – bo po pierwsze to pojęcie z ustawy o prawie autorskim (tu definicja). A po drugie – określenie, czy „wytwór” technologii to właśnie „utwór” wg przepisów jest jedną z wątpliwości i płaszczyzn, po których dzisiaj się tu będziemy kręcić.
Ten wpis jest efektem płatnej współpracy ze spółką Literacka Technologie. Są oni bezpośrednio zainteresowani jego wynikami, bo stworzyli oprogramowanie o nazwie Fiona, które „czyta” i analizuje utwory literackie – a następnie sztuczna inteligencja generuje wyniki w postaci tzw. „mapy książki”. Taka mapa zawiera wiele informacji, które pozwalają ocenić m.in. do jakiej kategorii literackiej taki utwór należy, jaki ma potencjał sprzedażowy, jakie emocje wywoła w czytelniku. Zespół Literackiej rozpoczął także prace badawcze mające na celu automatyczne generowanie notek wydawniczych o książkach i tu warto sobie zadać pytanie: kto będzie autorem takiej notki?
Osoby znikąd
Znasz stronę o wdzięcznej nazwie this person does not exist? Spójrz, tutaj na obrazkach parę efektów jej pracy.
Zdjęcie tytułowe wpisu też jest „od nich”. Jak sama nazwa strony wskazuje, to nie są prawdziwe zdjęcia prawdziwych osób. Co do ich wizerunku zatem sprawa jest prosta – nie ma osoby do niego uprawnionej, po prostu nie istnieje. Przy normalnych zdjęciach prócz praw osoby przedstawionej mogłaby być mowa jeszcze o tych dla tej po drugiej stronie aparatu – czyli fotografa. A jeśli go nie ma – czy „komputer” ma prawa autorskie? Albo twórca programu?
I tu jest ten moment, gdy wrócimy do rozmowy w temacie „czym jest utwór” – no bo to utwór jest chroniony prawem autorskim. I pierwszy możliwy w tym kontekście scenariusz brzmi – „wytwór” to nie utwór, bo jest zbyt banalny. Nie jest to jak w definicji „przejaw działalności twórczej o indywidualnym charakterze”.
Jeśli fotograf zrobi Ci jakieś artystyczne zdjęcie – będzie miało jego indywidualny charakter. Poświęci czas, energię i know-how na to, by zadbać o kadr, kompozycję, światło. Ustawi odpowiednio Twoje ciało i te wszystkie obiektywy, na których się nie znam. To jednak co innego niż szybkie cyknięcie zdjęcia „do dowodu”, prawda? W tym drugim na upartego może to być zdjęcie z fotobudki, nie trzeba tam jakiejś kreatywności czy „osobistego piętna” twórcy. Spójrzmy jeszcze raz na zdjęcie z This Person Does Not Exist:
Chyba zgodzisz się ze mną – to raczej drugi z typów zdjęć. Można zaryzykować taki łańcuszek wniosków:
- jeśli to, co powstaje wskutek działań sztucznej inteligencji nie jest „indywidualne” – nie jest utworem
- jeśli nie jest utworem – nie jest objęte ochroną prawa autorskiego
- nie jest objęte ochroną prawa autorskiego – zatem nikt nie ma tutaj praw autorskich.
Myślę, że podobnie możemy rozumieć temat w postaci na przykład narzędzi automatyzujących marketing. Efekty pracy narzędzi takich jak Bannerbear czy FastTony to raczej proste „produktowe” grafiki generowane automatycznie.
Inne scenariusze
Pierwszy scenariusz mamy za sobą. Na szkoleniach lubię go obrazować wyrokiem o biuście Baśki – sformułowanie zostało użyte w reklamie i Robert Gawliński pozwał reklamujących uważając, że zdanie „Baśka miała fajny biust” jest chronione prawem autorskim. Przegrał. Cytując sąd:
„Banalny i prosty zwrot językowy stanowiący fragment piosenki „Baśka”, nie będący w spornym utworze reklamowym cytatem ani zapożyczeniem, co najwyżej inspiracją i odwołaniem do odległych skojarzeń, nie uzasadnia przyjęcia naruszenia praw autorskich. ”
No dobrze – a jeśli „wytwór” to jednak również rozumiany po prawniczemu „utwór”?
Tutaj posłużę się przykładem, który zaczerpnąłem z książki Ryszarda Markiewicza „Ilustrowane prawo autorskie” – mam na myśli narzędzie Deep Dream Google. W jego mechanice człowiek coś „wkłada” od siebie – pamiętaj, że przy This Person Does Not Exist opieraliśmy się tylko na jakiejś wewnętrznej ukrytej i nieznanej nam bazie twarzy ludzi. Nic nie umieszczaliśmy – przy Deep Dream jednak to robimy. A rezultaty pracy tej sztucznej inteligencji – gdyby były dokonane przez człowieka – byłyby chronione, miałyby indywidualność wymaganą do uznania za utwór. Spójrz zresztą na ten teledysk, on dobrze pokazuje co siedzi w „głowie” narzędzia:
Jeśli wkład człowieka to tylko kliknięcie guzika typu „generuj” – nie będzie on autorem powstałego wytworu. Ale rozważyć musimy dwa inne scenariusze:
– gdy włożył coś od siebie poprzez oparcie się na istniejącym utworze
– gdy dobierał parametry i dokonywał twórczych wyborów i to był jego wkład w efekt.
I te rozważania uruchomimy w kolejnym akapicie.
Umieściłem coś cudzego
Jeśli zespół Foster The People „wypluł” wersję teledysku po obróbce przez Deep Dream – najpierw musiał mieć surową wersję filmu i ją w Dream włożyć. Ktoś ma do niej prawa. Podobnie przy stosującym sztuczną inteligencję i często używanym przeze mnie narzędziu remove.bg – ono po prostu wycina główną część obrazka z tła. Efekty mogłeś widzieć choćby w obrazkach z tego wpisu:
A więc moja wycięta z innych zdjęć postać nałożona na inne zdjęcie. Ale przecież – pomimo chirurgicznej „interwencji” sztucznej inteligencji w postaci wycięcia obrazka – jego pierwotna wycięta część nadal jest czyjaś. Czyli w scenariuszu „wkładam coś sztucznej inteligencji do przerobienia” nie następują żadne czary, w których nagle pierwotne autorstwo i wynikające z niego prawa „znikają”.
Pochodną sytuacją jest to, czego posłuchasz za moment. Nie będę się tu starał sztucznie zbudować napięcia – po dotychczasowych przykładach dobrze domyślisz się, że to nie śpiewa prawdziwy Dylan, tylko komputer.
Wybrałem akurat tego artystę, bo – szanując jego talent kompozytorski – trzeba obiektywnie przyznać, że akurat śpiewa średnio ???? I ten fakt trochę przykrywa pewne niedociągnięcia efektów pracy sztucznej inteligencji.
No ale – jednak śpiewa on (czy może lepiej napisać „śpiewa” i „on”?) piosenkę Britney. Ktoś jest autorem jej słów i melodii i w tym kontekście prawa do pierwotnego utworu magicznie nie zniknęły w momencie wrzucania go w machinę. Swoją drogą coś mam ostatnio do tego lokowania we wpisach Britney szczęście – zobacz tutaj.
Frank Sinatra to lepszy wokalista od Dylana, więc przy „jego” nagraniu bardziej widać jeszcze pewne niedociągnięcia działań sztucznej inteligencji – mimo wszystko polecam je odpalić. Nie tylko dlatego, żeby dowiedzieć się, jak zabrzmiałaby w jego wykonaniu Abba – film świetnie pokazuje umiejętne wyłapywanie określonych cech jego głosu i śpiewu i przekładanie na inną melodię.
I podobnie – wciąż mamy do czynienia z prawami Abby. Mniej wątpliwości można mieć przy innych filmikach z tego kanału, na przykład „ktoś tam czyta Biblię” – twórca Biblii raczej nie skusi się na prawne ściganie z tytułu swoich praw autorskich ???? Przejrzyj zawartość, to fajna zabawa.
A tymczasem ja wracam z dalszą częścią analizy.
Dodałem coś od siebie
To teraz inny scenariusz. W powyższych wytwór sztucznej bazował na wkładzie autora (ona dawała „tylko” sposób śpiewania Sinatry, ale „na prawach” Abby). Ale była druga opcja – ta, którą na początku określiłem następująco:
człowiek „dobierał parametry i dokonywał twórczych wyborów i to był jego wkład w efekt”.
Od razu zapowiem – to prawdopodobnie najbardziej nieostry ze scenariuszy. Opiera się na tym, że współudział jest twórczy – ale zabawa zacząć się może na etapie wyznaczania granicy tego współudziału.
Najpierw sytuacja jednoznacznie ostra – komputer i podobne są tylko narzędziem pracy. Gdy rysuję ludzika w Canvie czy Paintcie – nie ma wątpliwości, że jako użytkownik jestem wyłącznym twórcą. Nie dzielę się autorstwem „z komputerem”, tak jak nie dzieliłbym się z ołówkiem.
Na drugim biegunie mamy scenariusz już przegadany wcześniej – niemal bezmyślne klikanie „generuj” bez wkładu od człowieka.
Ale oczywiście możliwy jest scenariusz środkowy. Coś tam pomanipuluję, wybieram, zdecyduję – no krótko mówiąc dodam od siebie. I tu jest kwestia „ile dodanego” to za dużo, a ile za mało.
I teraz powołajmy się na autorytety. Profesor Frank Gotzen i wspomniany już dziś profesor Ryszard Markiewicz uznają możliwość ochrony dla twórczości „z komputera”. Warunkiem jest, że można w maszynowych wytworach odnaleźć cechę twórczości autorskiej możliwą do przypisania człowiekowi – autorowi programu lub innej osobie. A więc – ktoś świadomie przesądził o nadaniu wytworowi jakiejś cechy.
Czas na kolejny film:
Naukowcy przy wsparciu naszej głównej bohaterki – sztucznej inteligencji – stworzyli obraz „autorstwa” Rembrandta. I znów ten nieszczęsny cudzysłów, bo przecież wiadomo, że to nie on namalował. Właściwie uznać można, że zadanie postawione przed maszyną brzmiało „zinterpretuj jak powinien wyglądać obraz Rembrandta, masz tu 168 263 fragmentów jego prac”. Powinien!
W tworzeniu programu brali udział historycy sztuki, naukowcy, spece od sztucznej inteligencji – program „tylko” analizował podane mu rzeczy. Kontynuując myśl Panów Profesorów – Ci ludzie przesądzili o nadaniu wytworowi jakiejś cechy i są współautorami.
A jeśli myślisz „dobra, co to za teoretyczne rozważania o obrazie bez wartości” – zapraszam na aimaide.art. Tam znajdziesz tego typu obrazy stworzone przez sztuczną inteligencję – ale nie tylko znajdziesz, ale także kupisz. Ta sztuka monetyzowana jest przy pomocy NFT (o którym możesz więcej przeczytać tutaj). Kasa nie trafia do nikogo i prawa za nią też – możesz to zresztą uważniej przejrzeć w FAQ strony.
Jeszcze parę przykładów
Może garść poezji? Proszę:
Cambridge świeży łagodny wiatr nie depcze już po piętach we śnie szukając snu popadam w bezsenność jestem długim mostem możesz odszukać moją świeżą miłość opromieni Cię światło nadziei a może to będzie wiatr
Autorką jest Xiao Bing, a za tą kobietą oczywiście kryje się sztuczna inteligencja. Najpierw musielibyśmy zastanowić się, czy zlepki słów typu „światło nadziei” są wystarczająco oryginalne do uznania ich za posiadające prawa autorskie (czy są utworem). Potem – czy twórcy Xiao Bing są współautorami z powodu nadania jej wytworom jakiejś cechy. W mojej ocenie odpowiedź na oba pytania brzmi – nie. I tak mogłem wstawić go do wpisu zgodnie z prawem cytatu (przy celu „naukowym” i podając „autora”) – ale chyba i bez opierania się na cytacie dałoby radę.
Z kolei Deepdub umożliwia wykorzystanie sztucznej inteligencji do usunięcia bariery językowej przy wspólnym oglądaniu na przykład filmu. A taka zabawka?
Bierze fragment wypowiedzi – „pocałowałem psy i żonę” i pozwala manipulować przy tym kto i kiedy był całowany ???? Ani pierwotny fragment, ani żaden z efektów nie są jakieś mega „odkrywcze” czy „obarczone indywidualnym piętnem” wypowiadającego, więc nie trzeba się raczej tutaj angażować w prawo autorskie. A to co „włożono”? Ta „baza głosu”? Ja uważam, że tu też nie będziemy mówić o jakimś współautorstwie.
No to zostaje jeszcze narzędzie BookScout.ai od Literackiej, która zainspirowała dzisiejszy wpis. Na czym polega? Wyręcza wydawców w pierwszym przeglądzie spływających do nich (wciąż tak zwanych) „rękopisów” od pragnących wypuszczenia ich książki autorów. Raport zwany Mapą Książki określa między innymi czy tekst pasuje do profilu wydawcy, kto może być zainteresowany tekstem, do jakiego pasuje gatunku, jakie wzbudza emocje i jaka jest jakość języka i styl autora.
O prawach autorów książek w tym kontekście porozmawiamy sobie osobno – spodziewaj się drugiego wpisu w ciągu miesiąca. Natomiast sam „raport” omówmy już teraz. On się jednak będzie opierać na pewnym szablonie i poszczególne raporty nie będą mieć między sobą kreatywnych różnic. Choć wyroki polskich sądów uznają za objęte prawem autorskim między innymi katalog znaczków (I ACa 1128/98 Warszawa) czy licznik kalorii i cholesterolu (I CK 281/05 Sąd Najwyższy) – ja jednak nie uznałbym go za podlegającego ochronie.
Przyszłość
Wszystko powyżej opiera się na założeniu wynikającym z kształtu prawa autorskiego w większości krajów – tego, że dotyczy ono tylko twórczości „od człowieka”. Tak mówi konwencja berneńska i prawo unijne (choćby w tym wyroku) czy USA. Trochę w kontrze jest prawo Wielkiej Brytanii i wynikające z niego Irlandii, Nowej Zelandii czy Indii. Mówi ono, że prawa przysługują osobie, która podjęła działania konieczne do stworzenia utworu – istnieją zatem „computer generated works”. Ale poza nimi dość powszechnie na ten moment uznaje się, że system ochrony prawnoautorskiej jest stworzony dla wyników działania umysłu człowieka.
Na ten moment. Bo może warto rozważyć ochronę także dla wytworów – jak trafnie pisze profesor Markiewicz, w przeciwnym wypadku istnieje ryzyko kłamania. Będzie się fałszywie deklarowało większy wkład człowieka i zmniejszało maszyny – po to, by „załapać” się na prawa autorskie. Sugerowanym rozwiązaniem jest potencjalne prawo pokrewne autorskiemu – ”współwłasność w częściach ułamkowych” między użytkownikiem i twórcą programu, która oczywiście mogłaby podlegać modyfikacji umową. Ale to już wybieganie w przyszłość i postulowane zmiany – podczas gdy na ten moment prawo wciąż jeszcze nieostro określa temat samych praw autorskich człowieka współpracującego z maszyną. Liczę jednak, że ten artykuł trochę rozjaśnił Ci temat – poniżej podpowiadam, co jeszcze warto doczytać.
Co doczytać
- oczywiście wspomnianą książkę “Ilustrowane prawo autorskie”
- https://scholarship.law.upenn.edu/penn_law_review/vol165/iss5/5/
- https://www.nextrembrandt.com/
- https://papers.ssrn.com/sol3/papers.cfm?abstract_id=3097822
- https://papers.ssrn.com/sol3/papers.cfm?abstract_id=2987757
- https://wyborcza.pl/7,75517,22989137,xiao-bing-napisala-10-tys-wierszy-wydala-ksiazke-i-zezloscila.html?disableRedirects=true
- http://www.sn.pl/sites/orzecznictwo/Orzeczenia1/I%20CK%20281-05-1.pdf
- i linki zawarte w tekście 🙂
Projekt „Asystent wydawniczy – oprogramowanie do analizy treści, wykorzystujące algorytmy sztucznej inteligencji w celu zautomatyzowania procesu wydawniczego i predykcji sukcesów rynkowych publikacji” otrzymał dofinansowanie Narodowego Centrum Badań i Rozwoju w ramach Programu Operacyjnego Inteligentny Rozwój 2014-2020.
O BookScout.ai przeczytasz więcej na stronie www.bookscout.ai oraz na Facebook’u.