To ten kraj, który dzisiaj świętuje – jego kształt został poobgryzany się jak papierówka, a fale mieszkańców zmywały kolejnych… a jednak ktoś do czegoś nawiązuje. I wszyscy są dumni. Jednak przecież coś nas łączy.

Miłość. I to nie do kawałka hartowanego gruntu czy kartek z przymglonym zapisem przeszłości. Choć dziś zwłaszcza do tych, którzy pędząc po tych stronach doprowadzili do tego, że i ten obszar jest nasz. Ale — choć nieraz jest to szalenie trudna miłość — przede wszystkim do ludzi, do Polaków.

Polska to Radymno, Nowe Miasto Lubawskie, Bakałarzewo, Oborniki czy Nowe Warpno. To stacja benzynowa na adwójce, gdzie raz w tygodniu trzeba odsysać błędnie zatankowane przez rodaka paliwo. To za krótki peron dworca kolejowego i wystające za niego wagony dusznej ruchomej puszki pełnej poszarzałych zmęczeniem polskich twarzy. Albo drewniane trójkąty sześcioosobowych domków, które przycupnęły między szyszkami nad jakimś pełnym komarów wypoczynkowym jeziorem.

Bo tam wszędzie są oni, Polacy. I — chociaż tak ciężko to przyznać — to właśnie ich kochamy.

Skrzypaczka wiąże długie blond włosy i gra za darmo w przerwach toastu i szmeru biżuterii ludzi, którzy mieli ją dostrzec. Na tym bankiecie nawet ryba kosztuje więcej, niż tonąc w oleju na papierowej tacce nad Bałtykiem.

Pacjent szpitala śmieje się w duchu z kupowania przez odwiedzających niebieskich przeraźliwie szeleszczących nakładek na buty, które w zapachu gnijących ciał i kaszlu mogą chronić tylko dobry humor. Nie wie jak im powiedzieć, że nie potrzebuje rozmowy z lekarzem ani wietrzenia wspólnego pokoju — niech po prostu odejdą i pozwolą mu tym odpłacić.

Dziewczyna moknie wraz z Davidoffami przed drażniącym neonem lokalu, gdzie pijąc gubi poczucie czasu i subtelności w uwodzeniu. A potem zapalniczkę i niemal baterię w telefonie — i tak jej zdania są coraz oszczędniejsze w szczegóły, a potem sens.

Taksówkarz z siworudym wąsem poprawia drewniane koraliki na siedzeniach poobijanego autka mercedes-bęc. W myślach już jest w jasnozielonej kamizelce z ukrytymi między rzepami kieszeni starymi liśćmi i grabi je wokół obdrapanego pawilonu na swojej działeczce.

Wszyscy inni, wszyscy nasi. Wszyscy swoi. Lubią pokręcić się po Polsce i nosem na nią, lubią ten polski taniec na protezach. Cholera, kocham ich.

Niech Polska trwa!

 

 

Dzięki, że mnie odwiedziłeś 🙂

Typy nieciekawych uczestników konferencji

Jak mądrze wypaść na wszelkich obradach?

 

Poznaj mnie

KONTAKT

prawo2