W ten piątek miałem okazję uczestniczyć w konferencji I love marketing i po raz kolejny zająć miejsce na podium — ten wpis jednak nie będzie o tym. Byłem na konferencji już czwarty raz i chciałbym podzielić się przede wszystkim wrażeniami z punktu widzenia uczestnika.

Pierwszy raz na konferencji pojawiłem się w październiku 2017 roku — od tego czasu zmieniło się przede wszystkim to, że nie pojawiam się na wydarzeniu w roli „niespodzianki” – jest znacznie trudniej, ponieważ teraz odbiorcy znają moje możliwości w zakresie wystąpień i mają wyższe oczekiwania. No i oczywiście występuję na scenie tego samego dnia co Janina, która ma tak wielki fan club, że do wygranej w zasadzie nie potrzebowałaby w ogóle na scenę wychodzić ????

Podstawową zasadą wydarzenia jest to, że prelegenci są oceniani przez uczestników, a ich wynagrodzenie za występ zależy od tego, jak wysoko oceniła ich publiczność. Poza tym pierwsze 10 osób zapraszane jest „z automatu” na kolejną edycję wydarzenia. Dlatego nieraz tak śmieszą mnie zarzuty, że na wydarzeniu pojawiają się ciągle te same twarze. Wydarzenie między innymi na tym polega! I oczywiście twierdzenie takie jest nieprawdziwe, bo za każdym razem są też nowe osoby, które zajmują ciekawe miejsca i przechodzą dalej.

W rzeczywistości jest tak, że przez tę zależność od ocen uczestników udaje się osiągnąć najwyższy poziom. Tutaj nie ma mówienia wciąż tego samego, jak na niektórych innych wydarzeniach. Tutaj źle widziane będzie reklamowanie swojego produktu w trakcie występu, zresztą to i tak by nie przeszło — prezentacje są weryfikowane, zanim wejdzie się z nimi na scenę. To też oczywiście wpływa na jakość. Jeśli będziesz mówić sposób niezrozumiały — źle wypadniesz. Jeśli za bardzo pójdziesz w „gwiazdorzenie” i wygłupy — wystąpienie nie zostawi odbiorców z żadną merytoryczną treścią i też nie liczyłbym na to, że ostatecznie poza oklaskami za część kabaretową otrzymasz wysoką ocenę i przejdziesz dalej.

Wszystko zatem w rękach uczestnika i jako „zwykły” słuchacz trzymasz w ręku telefon pozwalający przy pomocy aplikacji i botów oceniać prelegentów. Jesteś w bardzo komfortowej sytuacji, bo to od Ciebie i innych osób na sali zależy, czy podejście prelegenta zostanie nagrodzone. Ale to nie jedyna zaleta tego wydarzenia z punktu widzenia uczestnika. Właśnie jako uczestnik chciałbym w tym wpisie wydarzenie ocenić i krótko mówiąc: pochwalić.

Na przykład w mojej ocenie bardzo dużą zaletą jest fakt samego położenia I love marketing — odbywa się ono w warszawskim Multikinie w Złotych Tarasach, czyli trzy kroki od dworca Warszawa Centralna. Sam na przykład w tej edycji poszedłem na konferencję prosto z dworca i pociągu — to położenie powoduje też, że ma się do dyspozycji całe zaplecze komunikacyjne i gastronomiczne. W tym centrum handlowym znika zatem problem ogarniania sobie „cateringu”, stania po niego w kolejce, przepychanek i tak dalej.

Zresztą to jest kwestia tylko w kategorii ciepłego obiadu, bo płacąc za bilet zapewniasz sobie dostęp do napojów, ciastek i innych kawowych dodatków. No i nie można pominąć faktu, że bardzo dużo różnego rodzaju smakołyków otrzymać można na stoiskach podmiotów, które chcą się na konferencji „wystawić” i pokazać. To kolejny plus wydarzenia — widać, że w tym zakresie odbywa się selekcja i nie ma tam firm, które byłyby nie na miejscu lub które są zawsze i wszędzie, bo organizatorzy tego pilnują.

Organizatorzy zresztą pilnują nie tylko tego: najłatwiej byłoby powiedzieć, że pilnują wszystkiego. Dbają o wygodną i sprawną rejestrację każdego uczestnika, weryfikują jakość nagłośnienia i trzymają agendę krótko — tak, aby nie było żadnych opóźnień i nieporozumień z ich powodu. Na żadnym innym wydarzeniu w roli uczestnika nie czułem tak bardzo, że ktoś się po prostu mną opiekuje i dba o mnie na każdym z etapów w mojej obecności.

Osobny akapit należy się imprezie — tak zwanemu afterowi. Mówię „tak zwanemu”, ponieważ dla tych prelegentów, którzy jak ja występują ostatniego dnia, impreza odbywa się niestety w nocy przed wystąpieniem. Z tego, co widziałem tym roku i tak najdłużej na parkiecie szaleliśmy właśnie my, więc tutaj uwaga do organizatorów — może zamienić miejscami dni i dać nam szansę pociągnąć za sobą resztę? 😉 Sama impreza już od kilku edycji odbywa się w warszawskim klubie The View, czyli bardzo wysoko, wśród warszawskich wieżowców. Zdecydowanie polecam się na niej pojawić i nie mam tu na myśli tylko open baru czy muzyki, ale po prostu możliwość porozmawiania w luźnej atmosferze z innymi uczestnikami czy prelegentami i — jak mówię z doświadczenia — nawet nawiązania relacji biznesowych.

Zresztą struktura samego wydarzenia powoduje, że okazja do relacji biznesowych jest również „za dnia”. Prelegenci chcą być na warsztatach prowadzonych przez pozostałych, ponieważ prywatnie bardzo się lubią i chętnie sprawdzą jak koledzy spróbowali zaskoczyć publiczność. A nawet gdyby nie chcieli być, to struktura zarówno od strony geograficznej, jak i po prostu agendy w zasadzie im to uniemożliwia i chcąc nie chcąc są dla każdego na wyciągnięcie ręki.

To właśnie ludzie — zarówno uczestnicy, jak i prelegenci oraz organizatorzy — są według mnie największą wartością tego wydarzenia. Polecam wszystkim sprawdzić to samodzielnie! 🙂

Dzięki, że mnie odwiedziłeś 🙂

Moje wystąpienie na Infoshare

I na TEDzie

Poznaj mnie

KONTAKT

prawo2